Kto zostanie mistrzem Europy 2021?

9 czerwca 2021

Kto zostanie mistrzem Europy 2021?

Mistrzostwa Europy – czego możemy się spodziewać a co nas całkowicie zaskoczy?

Niemcy, Hiszpania, Belgia, Włochy, Anglia, Francja – nie trzeba być kibicem piłki nożnej by doskonale wiedzieć, że podane państwa zawsze są w gronie drużyn do zwycięstwa w turniejach czy to w skali europejskiej czy też światowej. Historia nie raz pokazała jednak, że samo bycie faworytem nie daje gwarancji zdobywania kolejnych tytułów. Tak było chociażby w roku 2004 kiedy to grająca ultra-defensywnie grecka ekipa zdobyła trofeum choć kompletnie nikt na nią nie liczył. Mając to na uwadze w poniższym tekście chciałbym dokonać subiektywnej analizy wybranych przeze mnie zespołów, które za dwa dni rozpoczną zmagania na mistrzostwach Europy. Ponadto skoncentruję się również na odpowiedzeniu na takie pytania jak: czy Portugalia jest w stanie obronić wywalczony w 2016 roku tytuł?; kto będzie lub może zostać czarnym koniem rozgrywek?; czy Polacy mają realne szanse na sprawienie niespodzianki? Zapraszam!

Czy Ronaldo poprowadzi Portugalię do finału?

24 zespoły, sześć grup po 4, a z każdej do kolejnej fazy przechodzą dwa pierwsze i aż cztery najlepsze z trzecich miejsc. Zwycięzca jednak może być tylko jeden. W sieci znajduje się wiele artykułów z prognozami, można również odszukać opinie ekspertów. Każdy zastanawia się którzy piłkarze wzniosą ręce ku górze w geście ostatecznego zwycięstwa w niedzielę 11 lipca. Wprawdzie tylko raz w historii udało się obronić tytuł mistrzowski – dokonała tego Hiszpania, która wywalczony puchar w 2008 roku, zdobyła go również 4 lata później. Mimo tego niespotykanego osiągnięcia nie można skreślać reprezentacji Portugalii, czyli aktualnego mistrza Europy. Jest to zespół niezwykle doświadczony, posiadający w swojej kadrze zawodników doskonale pamiętających turniej sprzed około 5 lat. Choć stanowią mniejszość (11 z 26 powołanych graczy) to nadal imponują prezentowaną dyspozycją. Mam tu na myśli chociażby Pepe, który mimo dosyć zaawansowanego wieku (38 lat) jest podstawowym zawodnikiem Fc Porto, z którym dokonał nie lada sztuki, a mianowicie doszedł do ćwierćfinału Ligi Mistrzów (Portugalczycy odpadli z triumfatorem całych rozgrywek – Chelsea Londyn). Dla portugalskiego zespołu w dobie drużyn zasilanych pieniędzmi szejków czy angielskich i hiszpańskich potentatów wyczyn ten musi imponować. Sam Pepe był liderem całej linii defensywnej, a porażka w dwumeczu 1-2 wcale wstydu nie przyniosła. Pisząc o zaprawionych w bojach piłkarzach portugalskich nie można zapominać także o największej gwieździe zespołu i jednocześnie o kapitanie – Cristiano Ronaldo. Tego Pana nie trzeba nikomu przedstawiać. Mimo 36 lat na karku popularny CR7 nadal czaruje na boisku (król strzelców Serie A z 29 golami na koncie), a jego rola w reprezentacji jest niepodważalna. Można było to zauważyć np. w meczu finałowym w 2016 roku z Francją kiedy to już w 25 minucie spotkania miał miejsce osobisty dramat tego piłkarskiego geniusza. Ronaldo musiał opuścić murawę z powodu kontuzji, jednak mimo łez nadal wspierał drużynę z ławki niejednokrotnie podbiegając do linii bocznej i motywując kolegów do walki o każdą piłkę. To pokazało, że rola lidera nie ogranicza się jedynie do strzelonych bramek czy zaliczonych asyst. To przede wszystkim człowiek – autorytet, prawdziwy wzór do naśladowania, którego słowa wytwarzają nowe pokłady energii. Wtedy w finale ambitnie grająca Portugalia przetrzymała napór gospodarzy by w dogrywce strzelić zwycięskiego gola dającego historyczny, bo pierwszy tytuł mistrza Europy.

Posiadając w składzie takie osobistości oraz dodając do nich nowe wschodzące gwiazdy (np. młodziutkiego 22-letniego króla strzelców ligi portugalskiej w barwach Sportingu Lizbona – Pedro Pote Goncalvesa czy 21-letniego napastnika porównywanego do Messiego – Joao Felixa, który to z Atletico Madryt zdobył mistrzostwo Hiszpanii czy też 24-letniego ofensywnego pomocnika The Reds – Diogo Jotę, który mimo bycia rezerwowym strzelił aż 19 goli i dorzucił do tego 9 asyst) nasuwa się jeden wniosek: Portugalię stać na obronę tytułu. Trener Fernando Santos od dawna prowadzi reprezentację (od 2014 roku), a więc zna zespół oraz niejednokrotnie udowodnił, że ma pomysł na drużynę co można dostrzec chociażby w osiąganych sukcesach: trzecie miejsce na mistrzostwach Europy w 2012 i pierwsze w 2016 roku, trzecia lokata w Pucharze Konfederacji w 2017 roku, pierwsze miejsce w Lidze Narodów UEFA 2018/2019. Tak jakby na potwierdzenie swoich słów znalazłem wywiad z trenerem, w którym stwierdził, że ma duże zaufanie do swoich zawodników oraz dodał, że wierzy w reprezentację i w to, że jest głównym kandydatem do wygrania całej imprezy. Mimo powyższych faktów team portugalski nie będzie miał wcale łatwo. Ronaldo i spółka znaleźli się w tzw. grupie śmierci z Niemcami, Francją i Węgrami (grupa F). Teoretycznie Madziarzy są najsłabszym zespołem jednak nie można zapominać o fazie grupowej z 2016 roku kiedy to padł wysoki remis 3-3 pomiędzy drużynami. W grupie były jeszcze: Islandia i Austria, a Portugalia mimo, że zajęła dopiero 3 miejsce (po trzech remisach), awansowała do kolejnej fazy by finalnie zdobyć puchar i zostać mistrzem. Ta sytuacja jasno pokazuje, że Portugalia wbrew posiadanemu potencjałowi nie potrafi łatwo wygrywać meczów będąc faworytem. Z kolei jak mierzy się z drużynami o podobnych możliwościach, nie raz zwycięża. Tak było chociażby w kolejnych fazach poprzedniego Euro, a czy będzie tak też na tegorocznych mistrzostwach?

Ukraina – czyli na co tak naprawdę stać naszych wschodnich sąsiadów

Subiektywne podejście do potencjałów poszczególnych drużyn na zbliżających się mistrzostwach nakazuje mi zwrócenie uwagi na reprezentację Ukrainy. Ekipa ta w ostatnich latach zrobiła duży postęp. W grupie eliminacyjnej nie przegrała ani jednego spotkania co pozwoliło na zajęcie pierwszego miejsca (przed Portugalią). Bilans sześciu zwycięstw i dwóch remisów oraz 17 strzelonych bramek przy zaledwie 4 straconych musi budzić podziw. Drużyna dowodzona przez byłego fenomenalnego napastnika, a zarazem najlepszego strzelca reprezentacji w historii – Andrija Szewczenkę imponowała szczelnym blokiem defensywnym, ale też miłym dla oka, widowiskowym futbolem. Nie ulega wątpliwości, że taki kierunek rozwoju stylu gry sprawił, że apetyty Ukraińców znacznie wzrosły. Mówiło się, że samo wyjście z grupy to oczywista oczywistość, a najwięksi optymiści widzieli Ukrainę nawet w finale. Tak pozytywne spojrzenie panowało jeszcze w 2019 roku, bo właśnie wtedy zakończyły się eliminacje.

Wszystko zmieniła pandemia koronawirusa i prawie roczny rozbrat z meczami reprezentacyjnymi. Po zniesieniu lockdownu osiągane rezultaty nie były już tak dobre o czym świadczą chociażby wysokie porażki: 1-7 z Francją czy 0-4 z Hiszpanią. Co zatem stało się z tym efektownie grającym zespołem? Przede wszystkim nie da się utrzymać wysokiej dyspozycji przez dłuższy okres czasu, a brak gry drużyny narodowej prawie przez rok sprawił, że Szewczenko musiał szukać nowych rozwiązań. Jak do takiego stanu rzeczy dorzucimy kontuzje kluczowych zawodników czy domniemane sprzeczki trenera z niektórymi piłkarzami nie możemy być zaskoczeni, że gra Ukrainy wytraciła impet. Co ciekawe, gra zespołu nie wyglądała źle, jednak osiągane wyniki nie były zadowalające. Świadczą o tym np. dwa spotkania eliminacyjne do mistrzostw świata, które odbyły się w marcu 2021 roku. Chociaż gospodarzem w meczu z Finlandią  oraz z Kazachstanem była Ukraina to w obu przypadkach padł jednobramkowy remis. Wyniki te zostały odebrane jako wielki zawód i choć ilość stwarzanych sytuacji czy oddanych strzałów pozwala dostrzec światełko w tunelu to reprezentacja zdobyła zaledwie dwa punkty z drużynami znacznie słabszymi co stawia zespół w trudnym położeniu przed kolejnymi spotkaniami. Innym powodem tak fatalnych wyników jest brak niekwestionowanego lidera środka pola – Tarasa Stepanenko. Ten defensywny pomocnik okazuje się niezbędnym elementem nie tylko w reprezentacji, ale też w klubie (Szachtar Donieck). Wracając jednak do szans Ukrainy na mistrzostwach Europy wydaje mi się, że niesprawiedliwym i zbyt surowym byłoby następujące stwierdzenie: Ukraina co najwyżej wyjdzie z grupy i nie może liczyć na coś więcej. Uważam, że zespół sporo przeszedł jednak to nie jest jedyna reprezentacja, która zmaga się z takimi problemami. Mimo wszystko nie zatraciła swojego ofensywnego stylu, a jeśli napastnicy poprawią skuteczność w wykorzystywaniu sytuacji podbramkowych to nawet te największe zespoły kontynentu mogą zadrżeć. Nie bez znaczenia jest również forma innych kluczowych zawodników będących jednocześnie trzonem zespołu. Mam tu na myśli m.in. Rusłana Malinowskiego z Atalanty Bergamo, który w całym sezonie w barwach klubu zdobył 8 bramek i dorzucił aż 11 asyst. Innym graczem, bez którego trudno wyobrazić sobie dobrze grającą ukraińską drużynę jest Roman Yaremchuk. To stosunkowo młody i perspektywiczny napastnik (25 lat), który od 4 lat występuje w Belgii w barwach Gent. Jak zerkniemy w statystki zauważymy, że zawodnik z każdymi kolejnymi rozgrywkami czynił postępy, z kolei 20 zdobytych goli w sezonie bieżącym w samej lidze belgijskiej w 34 meczach pozwala o pokuszenie się o stwierdzenie, że napastnik przerósł ligę i zasłużył na transfer do mocniejszego zespołu. Zdecydowanie można polegać także na obrońcy grającym na co dzień w Manchesterze City (mistrz Anglii). Mowa oczywiście o Oleksandrze Zinchenko. Szczególnie imponuje jego wszechstronność, gdyż może grać zarówno w bloku obronnym jak też w pomocy. Ukraina zazwyczaj gra w formacji 4-3-3 co w praktyce oznacza ofensywny styl, który bardzo pasuje wspomnianym zawodnikom, ale też naturalizowanym Brazylijczykom, którzy także przynależą do reprezentacji (do kadry na mistrzostwa został powołany tylko Marlos). Ukraina zagra z Holandią, Macedonią Północną i Austrią (grupa C) i wydaje mi się, że powalczy z Oranje o pierwsze miejsce w grupie. W drużynie nie brakuje przecież interesujących piłkarzy, a jeśli będą w formie to każdy przeciwnik może mieć kłopoty. Dla naszych wschodnich sąsiadów to już trzecie Euro z rzędu, a więc można powiedzieć, że do trzech razy sztuka. Już samo wyjście z grupy będzie największym sukcesem w historii mistrzostw Europy tego państwa jednak w tym roku jest duża szansa zdecydowanie na więcej. A jak będzie? Wszystko zweryfikuje boisko.

Powtórka Turków z 2008 roku czy wielkie rozczarowanie?

Kolejnym zespołem, który według mnie ma realne szanse na namieszanie w całym turnieju jest reprezentacja Turcji. To drużyna, która przez eliminacje przeszła bez większych problemów (przedstawia to poniższa tabela), a jedyne punkty straciła z aktualnym mistrzem świata, czyli z Francją (remis 1-1 na wyjeździe) oraz z Islandią (wyjazdowa przegrana 1-2, domowy remis 0-0). Szczególnie na uwagę zasługuje domowe zwycięstwo z Trójkolorowymi 2-0. W całych eliminacjach zespół strzelił 18 bramek, a stracił zaledwie 3. Resztę przeciwników bezlitośnie ogrywał nie pozostawiając im żadnych złudzeń (aż osiem czystych kont).

Uzyskane wyniki jasno pokazują jaką ekipą jest Turcja. Nie dość, że potrafi radzić sobie z presją i wygrywać na dużym luzie mecze z outsiderami to też jest w stanie zagrozić potęgom, a nawet je pokonać. Nie robi tego jednak murując swoją bramkę i licząc na kontry, a stara się prowadzić grę i dominować nad przeciwnikiem. Nikomu nie trzeba tłumaczyć jakie to trudne zadanie szczególnie przeciwko Francji, Turcji z kolei to się udało. Świadczą o tym chociażby statystyki z tamtego spotkania, które są zilustrowane na grafice poniżej.

Mimo faktu, że w meczu zagrały największe armaty francuskie (Mbappe, Griezmann, Giroud, Pogba, Coman), Turcja nie pozwoliła rywalom oddać ani jednego (!) celnego strzału na swoją bramkę. To musi budzić szacunek i sprawiać, że Turcja może być wymieniana jako czarny koń całych mistrzostw Europy. Niemniej jednak co tak naprawdę wpływa na tak pozytywną ocenę i prognozę poczynań piłkarzy tureckich na zbliżającym się turnieju? Powodów jest wiele, lecz ja skoncentruję się na kilku, najważniejszych w moim mniemaniu.

Po pierwsze, funkcja selekcjonera zajmowana jest obecnie przez człowieka, który w 2002 roku doprowadził Turcję do największego sukcesu w historii, czyli do zdobycia trzeciego miejsca na mistrzostwach świata. Senol Gunes (bo o nim mowa) osiągnął coś czego nikt w ówczesnym środowisku po nim się nie spodziewał. Samo objęcie posady trenera reprezentacji było czymś niebywałym skoro wcześniej szkoleniowiec ten nie prowadził żadnej innej kadry czy zespołu z krajowego topu (Fenerbahce, Galatasaray). Z kolei przed samym zatrudnieniem przez krajową federację, Senol Gunes nie pracował w zawodzie prawie rok. Nie mogła zatem nikogo zaskakiwać fala oburzenia skierowana w kierunku działaczy tamtejszego futbolu ze strony kibiców i mediów. Większość tego fanatycznego narodu domagała się natychmiastowej dymisji. Prezes federacji mimo presji nie ugiął się i pozwolił pracować krytykowanemu trenerowi, a ten odwdzięczył się najpierw przejściem baraży do mundialu, a następnie zdobyciem brązowego medalu całej imprezy. To spowodowało, że w około miesiąc Senol Gunes (na zdjęciu poniżej) z postaci szydzonej stał się personą lubianą, podziwianą, a nawet czczoną. Od 2004 roku przestał być selekcjonerem i zaczął trenować kluby by w 2019 roku powrócić na stanowisko selekcjonera. Stało się to w momencie, w którym reprezentacja grała fatalnie, więc federacja postanowiła zatrudnić prawdziwy autorytet. Na efekty nie trzeba było długo czekać, ponieważ Turcja zaczęła grać nie tylko skutecznie, ale też widowiskowo. Senol Gunes potrafił tak ustawić drużynę by zachować balans między obroną a atakiem. Jako były bramkarz doskonale rozumiał czego potrzebuje zespół i co ważniejsze – potrafił wprowadzić w życie swoje spostrzeżenia. Dzięki temu Gwiazdy Półksiężyca (jak nazywana jest reprezentacja Turcji) zaczęły świecić pełnym blaskiem.

Po drugie, na wyjątkową uwagę zasługuje kadra reprezentacji Turcji, która została powołana przez selekcjonera na turniej. Być może na próżno szukać w niej dużych nazwisk, jednak bez wątpienia stanowi monolit. Świadczą o tym wspomniane powyżej rezultaty meczów eliminacyjnych, ale też wyniki spotkań w kwalifikacjach do katarskiego mundialu w 2022 roku. Turcja rozegrała 3 mecze w marcu, czyli raptem 3 miesiące temu i zdobyła 7 punktów co pozwoliło jej rozsiąść się wręcz na fotelu lidera grupy. Odprawienie z kwitkiem Holandii po zwycięstwie 4-2 czy wyjazdowe zwycięstwo z ambitną Norwegią (z rozchwytywanym Hallandem) 3-0 pokazują, że zespół jest w świetnej formie i nawet domowy remis 3-3 ze słabą Łotwą nie może zmienić takiego toku rozumowania. Co ciekawe, w zespole nie ma ani jednej supergwiazdy, tylko złożony jest z wielu ogranych na najwyższym poziomie zawodników. Kapitanem jest najstarszy gracz (35 lat), a jednocześnie nadal w wysokiej dyspozycji. Burak Yilmaz w 28 występach w barwach Lille zdobył aż 16 bramek, ale to końcówka sezonu szczególnie była udana. Zespół zdobył mistrzostwo wyprzedzając PSG czy Monaco, a sam snajper w ostatnich 7 meczach zdobył 7 bramek, a kolejną dorzucił w towarzyskim pojedynku reprezentacyjnym z Mołdawią (2-0). Innym zawodnikiem, na którego mocno liczą kibice jest Hakan Calhanoglu (27 lat). Podstawowy pomocnik AC Milan zakończył rozgrywki z 4 golami i 9 asystami, a drużyna zdobyła wicemistrzostwo. Z kolei w eliminacjach do Euro czy do mistrzostw świata w 2022 roku grał w pierwszej jedenastce. To pokazuje jak ważną postacią jest ten gracz nie tylko w klubie, ale też w kadrze. Dużym zaufaniem selekcjonera obdarzony został też inny zawodnik francuskiego Lille – Zeki Celik (24 lat). Ten obrońca zagrał w 9 z 10 meczów eliminacyjnych, a w klubie również był podstawowym zawodnikiem (29 meczów z 38).

Jak spojrzymy na powyższą grafikę zauważymy, że szczególnie obrońcy grają w topowych zespołach. Być może nie wszyscy grają tam regularnie jednak takie wielkie zespoły jak Juventus czy Liverpool nie pozyskują zawodników wcześniej ich nie obserwując. W związku z tym wraz z Celikiem linię defensywną pierwszej jedenastki tworzy Merih Demiral i Ozan Kabak. Ten pierwszy w Juventusie zagrał w ostatnim sezonie w 15 spotkaniach jednak to nadal zawodnik perspektywiczny, który może się rozwinąć. Mimo raptem 23 lat na karku w kadrze cieszy się zaufaniem trenera. Z kolei talent Ozana Kabaka dostrzegł wielki Liverpool i ściągnął go do siebie. Mimo zaledwie 21 lat zawodnik przez trzy sezony grał w Bundeslidze w barwach VfB Stuttgart i Schalke by na początku bieżącego roku zostać wypożyczonym do The Reds, w którym zdążył już zagrać w 9 spotkaniach Premier League. To wszystko daje jasno do zrozumienia, że skład Turcji jest świetnie poukładany. W obronie grają zawodnicy młodzi, ale doświadczeni i występujący na co dzień w mocnych klubach. Senol Gunes doskonale wiedział co robi formując właśnie tak szyk obronny kadry Turcji. Raptem trzy stracone gole w eliminacjach do Euro i aż osiem czystych kont są tego najlepszym dowodem.

Po trzecie reprezentacja Turcji aż dwa mecze grupowe rozegra w stolicy Azerbejdżanu – Baku. Niektórzy mogą się ze mną nie zgodzić jednak wydaje mi się, że będzie miało to wpływ na dyspozycję piłkarzy. Turcja jest krajem o podobnym klimacie do Azerbejdżanu, a sami piłkarze są przystosowani do wysokich temperatur co może im pomóc w samych meczach, z kolei rozgrywanie spotkań w czerwcu to gwarancja panującego upału i gęstego, suchego powietrza. Co więcej, oba spotkania zaczynają się o godzinie 18.00, a więc nie może być mowy o taryfie ulgowej (nawet w nocy temperatura sięga 30 stopni). Mecz otwarcia Turcja rozegra we Włoszech (11 czerwca), jednak kolejnym przeciwnikiem będzie Walia (16 czerwca), w szeregach której większość piłkarzy gra w deszczowej i chłodnej Anglii. Szwajcaria (20 czerwca) z kolei to także zespół, który zdecydowanie nie jest przyzwyczajony do maksymalnego wysiłku w tak upalne dni.

Czy Polska zaprezentuje się godnie?

Powstało już wiele artykułów czy innych tekstów odnośnie polskiej reprezentacji piłkarskiej i jej możliwości na Euro, więc skoncentruję się jedynie na swojej subiektywnej ocenie. Polska to państwo, w którym żyje około 40 milionów ludzi, a sama piłka nożna jest sportem najbardziej popularnym. Mimo to niejednokrotnie na wielkich imprezach nie raz musieliśmy najeść się wstydu przegrywając z zespołami z peryferii futbolu. Było to tym bardziej przykre i bolesne ze względu na osiągane sukcesy, które  miały miejsce jeszcze w poprzednim wieku. Mam tu na myśli złoty medal (1972) i dwa srebrne (1976, 1992) igrzysk olimpijskich czy dwa brązowe na mundialu w 1974 i 1982 roku. XXI wiek z kolei to pasmo rozczarowań, a światełko w tunelu pojawiło się tylko w trakcie Euro 2016 we Francji kiedy to kadra Adama Nawałki doszła aż do ćwierćfinału ulegając późniejszemu triumfatorowi rozgrywek, czyli Portugalii. Jeśli chodzi o mistrzostwa świata to graliśmy na nich trzy razy w XXI wieku i za każdym razem odpadaliśmy po fazie grupowej (2002, 2006, 2018). Ponadto na mundial w 2010 czy w 2014 nie dostaliśmy się, ponieważ nie przeszliśmy nawet eliminacji. Jeśli natomiast chodzi o mistrzostwa Europy to w 2008 czy 2012 roku kończyliśmy swój udział oczywiście po fazie grupowej. Właśnie te „dokonania” sprawiły, że w polskim narodzie zakorzeniło się przekonanie, że Polska jak bierze udział w dużej imprezie to gra 3 mecze i wraca do domu: mecz otwarcia, mecz o wszystko, mecz na otarcie łez. Dopiero około 5 lat temu stało się coś co pozwoliło na częściową zmianę tej sztywnej reguły. To właśnie wtedy Polacy rozpoczęli zmagania na Euro 2016 we Francji. Najpierw wyszliśmy z grupy na 2 miejscu, a potem wyeliminowaliśmy Szwajcarię by finalnie odpaść w ćwierćfinale z Portugalią. A jak wyglądają nasze szanse przed turniejem, który zacznie się za kilka dni? Czy będzie tak jak zazwyczaj, czyli faza grupowa i powrót do domu? A może Polacy w końcu zagrają na miarę oczekiwań i sprawią niespodziankę?

Większość ekspertów jest zdania, że naszą grupę wygra Hiszpania, a my powalczymy ze Szwecją o drugie miejsce. Prawie każdy zapomina o Słowacji, która według mnie nie należy do słabeuszy. Rywal ten odbierał nam punkty zarówno w kwalifikacjach do Euro w roku 1995 (zwycięstwo i porażka) jak i w eliminacjach do mundialu w 2009 roku kiedy to doznaliśmy dwóch porażek i w 2010 roku nie pojechaliśmy do RPA. Ponadto wcześniejsze spotkania pokazały, że kiepsko odnajdujemy się w roli faworyta, a do tego styl gry kadry pozostawia wiele do życzenia. Mam tu na myśli chociażby niedawny mecz z Andorą, z którą niby wygraliśmy 3-0 jednak bez błysku niezawodnego Roberta Lewandowskiego nie wiadomo jak ten mecz by się potoczył.

Do momentu strzelenia pierwszej bramki graliśmy bez przekonania zupełnie jakbyśmy myśleli, że mecz i tak wygramy, a gol wpadnie prędzej czy później do bramki przeciwnika. Teoretycznie eliminacje do mistrzostw przeszliśmy bez większych problemów, jednak w grupie nie mieliśmy ani jednego zespołu ze światowego topu. Łotwa, Izrael, Słowenia, Macedonia Północna i Austria to nie są drużyny pokroju Francji czy Niemiec. Mimo wszystko zajęliśmy pierwsze miejsce i uzyskaliśmy awans. Historia jednak nie raz pokazała, że nie powinniśmy sugerować się meczami kwalifikacyjnymi. Przede wszystkim liczy się koncentracja i wiara we własne umiejętności by nie popełniać błędów, gdyż na mistrzostwach prędzej zostaniemy za nie skarceni niż nic złego nam się nie przytrafi. Mimo faktu, że Polska uważna jest za faworyta w meczu ze Słowacją nie wydaje mi się, że będzie to łatwy dla nas mecz. A jeśli nie zwyciężymy to kolejne spotkanie z Hiszpanią będzie o wiele trudniejsze. Ostatnie lata z kolei pokazały, że nie radzimy sobie zupełnie w spotkaniach z potęgami. Od razu przypomina się marcowy mecz z Anglią kiedy ulegliśmy 1-2. Wynik może być mylący, ponieważ zostaliśmy zdominowani i oddaliśmy jedynie jeden celny strzał, który został zamieniony od razu na gola. Ponadto Liga Narodów kiedy przegraliśmy z Holandią czy Włochami jasno pokazała, że nie potrafimy grać z zespołami lepszymi. A w grupie jest przecież Hiszpania, która stawiana jest w jednym szeregu z innymi potęgami jako zespół mający największe szanse na mistrzostwo. Co więcej, spotkanie odbędzie się na boisku w Sevilli. Ostatni mecz zagramy za to ze Szwecją, a więc z zespołem preferującym twardy, fizyczny futbol. Czy zatem stać nas na awans? Na pewno zdrowy kapitan zespołu – Robert Lewandowski jest naszym asem, Grzegorz Krychowiak po bardzo udanym sezonie w Rosji jest w stanie rządzić w środku pola, a dzięki wsparciu Mateusza Klicha z Leeds United czy bohatera najwyższego transferu z polskiej Ekstraklasy – Jakuba Modera (Brighton) możemy mieć wiele radości. A co martwi najbardziej? Na pewno Wojciech Szczęsny i jego aktualna dyspozycja. Liczne błędy w Juventusie spowodowały, że zaczęliśmy się zastanawiać czy na pewno to on powinien bronić w naszej bramce, a nie Łukasz Fabiański, który przecież ma dobry sezon za sobą w barwach West Ham United. Jak jednak zachowa się selekcjoner Paulo Sousa skoro już wcześniej zakomunikował, że numerem jeden będzie ten pierwszy golkiper? Poza tym na kilka dni przed pierwszym meczem nadal nie wiemy kto wybiegnie w pierwszym składzie na murawę w Petersburgu w meczu ze Słowacją w bloku obronnym. Selekcjoner testował różne opcje. Na środku defensywy grał już Kamil Glik, który ma za sobą nieudany sezon, a ze swoim zespołem spadł do Serie B. Wcześniej z kolei nie wyobrażaliśmy sobie nawet sytuacji kiedy Glika nie ma w składzie. Było także testowane rozwiązanie z Michałem Helikiem, który debiutował w kadrze w meczu z Węgrami, w którym kompletnie się spalił. Mimo to trener w niego nie zwątpił i dał kolejne minuty w meczu z Anglią czy ostatnim towarzyskim z Rosją, w którym zagrał pierwszy raz od początku do końca. Czyżby był to znak, że będzie podstawowym obrońcą na Euro? Kolejny środkowy defensor, który dostał szansę na pokazanie się to Jan Bednarek z Southampton. Na ten moment wydaje się, że ma pewne miejsce w składzie, bo po prostu lepszych zawodników nie posiadamy. Jest też młodziutki Kamil Piątkowski, który z Rakowem Częstochowa zdobył wicemistrzostwo i wygrał Puchar Polski, a od kolejnego sezonu zagra w Austrii w barwach Red Bull Salzburg. Na prawej stronie defensywy z kolei zagra najprawdopodobniej Bartosz Bereszyński, który prezentuje równą formę od początku sezonu. A jest jeszcze Paweł Dawidowicz, który niespodziewanie zagrał od początku w meczu z Islandią i nie wypadł źle szczególnie w oczach samego Paulo Sousy. Jak do wspomnianych nazwisk dodamy błyskotliwego Kamila Jóźwiaka, kreatywnego Piotra Zielińskiego, przebojowego Jakuba Świerczoka, który naprawdę zaprezentował się bardzo korzystnie w meczu z Rosją czy chociażby grającego bez kompleksów młodziutkiego debiutanta Kacpra Kozłowskiego (17 lat) to nasze nadzieje na coś więcej niż wyjście z grupy będą uzasadnione. To też sprawia, że może nie będziemy płakać po braku Arkadiusza Milika, Krzysztofa Piątka, Arkadiusza Recy, Kamila Grosickiego czy Jakuba Błaszczykowskiego. Czy w związku z tym kolejne mistrzostwa Europy przyniosą nam powody do radości? Czy rozbudzony apetyt przez piłkarzy Nawałki w 2016 roku zostanie zaspokojony? Czy na drugich mistrzostwach Europy z rzędu pokażemy klasę i osiągniemy więcej niż się tego po nas spodziewa? Legendarny trener Kazimierz Górski często mawiał: piłka jest jedna, a bramki są dwie. To oznacza, że żaden rywal nie jest poza naszym zasięgiem i trzeba walczyć do ostatnich sekund o punkty by stworzyć nową – miejmy nadzieję – piękną historię w polskim futbolu. Dlatego – Polacy wyjdźmy na murawę z podniesioną głową i zaspokoimy oczekiwania kibiców, naprawdę możemy osiągnąć fantastyczny wynik!

Podsumowując, mistrzostwa Europy to taki turniej, na którym może zdarzyć się dosłownie wszystko. Każda z 24 reprezentacji chce wypaść jak najkorzystniej i każda marzy o zapisaniu się na kartach historii. Nawet debiutująca na tego typu imprezie Macedonia Północna czy Finlandia na pewno postarają się napsuć krwi faworytom i nawet one nie są skazane na ostatnie miejsce w grupie. Z kolei Portugalia posiada fenomenalną drużynę z Cristiano Ronaldo na czele, którą bez cienia wątpliwości stać na kolejny sukces. W powyższym tekście zdecydowałem się na wytypowanie Turcji i Ukrainy jako tych, które mają największe szanse na sprawienie niespodzianki. Gwiazdy Półksiężyca mają naprawdę interesujący zespół, świetnego trenera, prezentują wysoką dyspozycję, a więc posiadają konkretne argumenty za tym by chociaż powtórzyć sukces z Euro 2008 roku kiedy to dotarli do półfinału. Z kolei Ukraina jest spragniona sukcesu na dużej imprezie o czym świadczą chociażby świetne wyniki w eliminacjach kiedy zwyciężyli w grupie czy rezultaty w ostatnich meczach towarzyskich (1-0 z Irlandią Północną, 4-0 z Cyprem). To właśnie te dwa spotkania rozegrane w ciągu około tygodnia dają nadzieję fanom, że reprezentacja wróciła na właściwe tory i jest w stanie grać na zero z tyłu, a do tego zdecydowanie wygrywać. A Polska? Jerzy Engel w jednym z wywiadów stwierdził, że kadra musi zrobić wszystko by dorównać tej z czasów Adama Nawałki, a każdy inny wynik powinien być traktowany jako porażka. Być może ostatnie wyniki meczów towarzyskich (1-1 z Rosją, 2-2 z Islandią) oraz sama gra nie dały nam powodów do optymizmu jednak podobnie było przecież w roku 1974 kiedy to zajęliśmy 3 miejsce na mundialu czy w 2016 kiedy doszliśmy do najlepszej ósemki Euro. Nie twierdzę, że powinniśmy się tym sugerować, lecz uważam, że warto wierzyć w Biało Czerwonych. Mimo wszystko selekcjoner Paulo Sousa to fachowiec z prawdziwego zdarzenia i choć mało kto wie w jakim składzie zagramy 14 czerwca w meczu ze Słowacją to powinniśmy wierzyć, że ktokolwiek to będzie da z siebie wszystko i bez względu na wynik będziemy mogli być dumni czego nie można było powiedzieć po większości imprez w wieku XXI.

Kończąc, czeka nas miesiąc piłkarskich emocji na najwyższym poziomie. Tak jak wspomniałem na początku, Grecja w 2004 roku pokazała wszystkim, że nie posiadając gwiazd w drużynie czy nie prezentując ofensywnego stylu gry – można zostać mistrzem. Żelazna konsekwencja, cierpliwość, maksymalna koncentracja od pierwszej do ostatniej sekundy meczu wystarczyły by sprawić jedną z największych sensacji w piłce nożnej. A jak będzie na Euro 2020? Czy zgodnie z oczekiwaniami mistrzostwo Starego Kontynentu zdobędzie któryś z faworytów? A może jakaś reprezentacja spoza tego wąskiego grona będzie grała tak rewelacyjnie by ostatecznie cieszyć się z triumfu? Odpowiedź poznamy 11 lipca na londyńskim Wembley.


    Opublikowane przez:


    poprzedni wpis

    Inter Mediolan – Empoli FC

    następny wpis

    Turcja – Walia